czwartek, 11 grudnia 2014

Spieszmy się jeść, bo karta się zmienia.

       Dzisiaj porozprawiam na jeden z moich ulubionych tematów, a zarazem zajęć życiowych - o jedzeniu. Mam na myśli kuchnię włoską i to, co mi ją przywozi (właściwie przynosi na rękach) do Polski - restaurację "Piccola Italia" w Warszawie. W zasadzie powinnam napisać La "Piccola Italia", bo to wyjątkowe miejsce i jedno z niewielu, gdzie można dostać carbonarę bez śmietany. W dodatku bez błędów językowych w menu (nie otrzymamy tam "capucino" ani "italiany cociny" tylko powita nas najprawdziwsza "la cocina italiana"). Ale oprócz tego, czego ta restauracja nie robi źle, chciałam napisać o tym, co im wychodzi doskonale!
        Pierwsze danie, które tam zamówiłam (ponad dwa lata temu) to było Penne Calabrese (teraz niestety wycofane z menu, nawet rozmawiałam ostatnio o tym z kelnerką, że było przepyszne i spytałam, czy może wróci do karty, ale podobno na razie to nie jest planowane <płacz>). Był to oczywiście makaron penne. W sosie pomidorowym, posypany nieskąpo serem i to wszystko zapiekane w piecu i podane w naczyniu do lasagne. Tym to danie się różniło od zwykłego makaronu niezapiekanego, że ser utworzył "skorupkę" na wierzchu i jak to opisałam koleżance "jak przebiłam się widelcem przez ser, to tak jakbym wygrała w totolotka. W środku czekała mnie istna ambrozja". Pod serem czekał mnie płynny, gęsty i gorący sos pomidorowy z makaronem. Cudo!
     Kolejne zamawiane przeze mnie dania to były m.in. Tortelloni del Re (królewskie tortelloni), Ravioloni alla Cubana i ostatni mój hit: Ravioloni Saporiti. Do każdego dania wymagającego parmezanu nie dostajemy startych wiórków przypadkowego sera twardego i długodojrzewającego miedzy którymi jest kilka centymetrów odstępu i nie starcza ich na jedną gnocchę, ale najprawdziwszy parmezan, którym można posypać całe dania bez presji, żałowania sobie i obliczania całek powierzchniowych, żeby na ostatni kawałek zostało nam wystarczająco dużo. Mi jeszcze nawet starcza, aby po zjedzeniu dania wyjadać parmezan widelcem z pojemniczka. Zawsze się bacznie przy tym rozglądam, czy aby na pewno nikt na mnie nie patrzy, ale ostatnio się zatraciłam w mej rozkoszy i przyłapała mnie na tym kelnerka...więc szybko zagadałam ją o moim daniu i spytałam o kartę, na co otrzymałam odpowiedź, że karta przed Bożym Narodzeniem ma się zmienić i to dość radykalnie. A to oznacza, że muszę zbierać pieniądze, bo jest jeszcze kilka pozycji w menu, których absolutnie koniecznie muszę spróbować. A zostało niewiele czasu...
      To jedyna restauracja, w której zostawiam napiwek większy niż powinien być, bo szczerze mówiąc, za takie dania jakie są tam serwowane zapłaciłabym więcej niż jest podane w menu (ale ciii...).
        Jedyne, czego mogę się teraz doczepić, a wcześniej nie mogłam, to to, że szatnia chyba została zlikwidowana i trzeba zabierać kurtki na salę główną, co już odbiera pewien poziom elegancji jaki był wcześniej. Ale może gdy nadejdą mrozy i kalendarzowa zima, to się to zmieni (mam taka nadzieję).
          Jedno jest pewne, nawet bez szatni daję restauracji sześć gwiazdek na pięć i wszystkie możliwe Gwiazdki Michelin. Także z sentymentu. Restauracja zresztą bez mojej pomocy otrzymała kilka nagród.

          A oto linki do stron restauracji:
  •           Na facebooku (bardzo podoba mi się, że strona jest prowadzona zarówno w języku włoskim, a jednocześnie są ładne tłumaczenia na polski, nie przez bing ani google translate)
  •           Oficjalna strona
  •           Prosto do menu!
         Gdy będę bogata, z pewnością będzie mnie można tam często spotkać!
     
 Bon appetit!


P.S. Przy okazji pozwolę sobie zaapelować, aby nie wymawiać penne jako "pene", tylko przez dwa "n", ponieważ nieraz spotkałam się, że zamawiający prosił o pene, a pene to po włosku penis. Na szczęście w jednej z sytuacji kelner był znajomym i to z poczuciem humoru, więc na takie zamówienie odpowiedział "już się robi" i udawał, że rozpina spodnie. Jeśli jesteśmy w Polsce, to pól biedy, bo kelnerzy mogą nie znać takich niuansów. Jednak jak gdzieś wyjeżdżamy to lepiej nie prosić publicznie o penisy. Ewentualnie odwleczmy takie prośby na zaplecze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz